Czy Matylda lubi motocykle?

Dokładnie nie wiem kiedy narodziła się moja miłość do motocykli, ale gdybym miała obstawiać, to pewnie byłoby to dawno temu, kiedy to pierwszy raz zobaczyłam Keanu Reeves w filmie Matrix. Nie pamiętałam, więc sprawdziłam: pierwsza część weszła do kin w 1999 roku; druga – Matrix Reaktywacja z kultową sceną na autostradzie i motocyklami marki Ducati, pojawiła się w roku 2003 – miałam wtedy 16 lat i chyba dobrze wpisałam się w schemat fangirlizmu. Tego pojęcia jeszcze wtedy nie było w powszechnym użytku w mowie polskiej.

Marzyłam o tym żeby jeździć, ale na szczęście moja naiwność nie sięgała aż tak daleko i wiedziałam, że jest to marzenie nie do spełnienia. Powodów było wiele i nie jest to nic dziwnego bo zawsze jest coś co przeszkadza nam w realizacji marzeń, prawda? Poddałam się więc bez walki i jazda na motocyklu pozostała w sferze marzeń sennych.

W wieku już całkiem dorosłym, choć nadal młodym, na całkiem poważnie związałam się z motocyklistą. Zobaczyłam wtedy jak to jest, poznałam coś nowego i zakochałam się – w kolejności trochę innej, rozszerzonej i nieprzypadkowej. Zaczęło się od poczucia prawdziwej adrenaliny i będzie to mocno szczere wyznanie kiedy powiem, że na pierwszej prostej powyżej 200km/h krzyczałam w kask. Był to krzyk przepełniony euforią i ekstazą. Pasowało mi to, chciałam więcej, jeszcze raz, zatrzymać oddech kiedy oko nie nadąża rejestrować otoczenia i kiedy naprawdę nie ma się nad niczym kontroli. Dawca.

Krzyk – bardzo głośne mówienie na podwyższonym tonie lub wydawanie nieartykułowanych dźwięków pod wpływem silnych emocji

(źródło: wsjp)

Myślący motocyklista prowadząc maszynę ma nad nią pełną kontrolę, pasażer musi temu całkowicie zaufać bo jakby nie patrzeć, tu nie ma miejsca na błędy. Wymagamy od siebie wzajemnego zaufania. Wsiadając na motocykl jako pasażer nie mam praktycznie żadnej władzy. Kładę wszystko na jedną kartę i wierzę w umiejętności kierowcy. Poddaję się. Nic się nie stanie. Ode mnie wymaga się jedynie zachowania zgodnie z zasadą “jak motocykl się składa, to ty razem z nim”. Amen.

Bycie powszechnie nazywanym “Plecaczkiem” przez długi czas w zupełności mi wystarczało. Niestety kiedyś byłam bardzo podatna na presje otoczenia i na przekór wszystkiemu – chciałam jeździć sama. Skutecznie wmówiono mi, że jeżeli tego nie zrobię to będę tak jakby gorsza. Był to krótki i kosztowny epizod. Nie skończył się dobrze ani dla motocykla, ani dla mojego portfela, ani zdrowia i psychiki. Po wyjściu z powypadkowej traumy, która trwała prawie rok, postanowiłam nadal być tylko i aż – profesjonalnym Plecaczkiem i czerpać maksimum przyjemności z jazdy u boku ukochanego, a raczej za jego plecami. To była słuszna decyzja bo zobaczyłam więcej, niż mogłabym zamarzyć.

Jakie są (nie)przyjemności z jazdy na motocyklu jako pasażer, co taka forma jazdy oferuje i czego oczekuje w zamian? Kobieca perspektywa jest zupełnie inna od tej męskiej.

Najlepsze zaczęło się kiedy skończyły się szczeniackie wycieczki “wokół komina”, a zaczęły te dalej w Polskę i poza jej granice. Podróż motocyklem wymaga odpowiedniego przygotowania od każdego z uczestników wyprawy, każdy jest za coś odpowiedzialny i pełni ważną rolę. Najważniejszym jest aby się wspierać. Nie skłamię jeśli przyznam że tego wsparcia często brakowało i to męska racja była zwykle na górze, ale my kobiety wiedziałyśmy swoje.

Z każdym wyjazdem stawałam się niekwestionowanym i samozwańczym mistrzem pakowania w jeden kufer. Nie przywłaszczam sobie jednak tego tytułu, bo obejmuje on też inne osoby 🙂 Trzeba przemyśleć każdy dzień i przygotować się na każdą ewentualność, to nie jest All Inclusive. Pierwsza i najważniejsza, kobieca lekcja pakowania do jednego kufra na dwa tygodnie, to częste zadawanie sobie pytania: Czy ja tego naprawdę potrzebuję? Złote i przydatne też w innych płaszczyznach życia.

“Każdy dzień w innym miejscu” – brzmi dobrze, Ahoj przygodo! Więc, czy “Plecaczek” się kiedyś męczy?

Oh i to jak! Najgorzej było na drogach szybkiego ruchu na które wpadaliśmy zwykle pod presją czasu. Nie ma co podziwiać, wiatr wieje z każdej strony, a w kasku nieprzerywalnie huczy. Jeżeli do tego zestawu dodamy palące słońce – zmęczenie materiału osiąga swój szczyt w krótkim czasie. W przypadku wystąpienia opadów, frustracja sięga zenitu, ale wtedy przynajmniej jest szansa na pauzę i wyprostowanie nóg.
Na autostradach najgorsze jest to, że właśnie na tych odcinkach trasy najczęściej zasypiałam. Szumy przypominające szum fal zawsze mnie usypiają. Tak samo kiedy wyleguję się na plaży, co o dziwo jest bardziej tragiczne w skutkach niż zaśnięcie jako pasażer na motocyklu. Nigdy nie zdarzyło mi się spaść, lecz zdarzyło mi się nie ogarnąć, że już dojechaliśmy na miejsce i wyrwana z głębokiego snu pytałam zaspana “co?”.

Zmęczenie zawsze wynikało głównie z nieregularnych posiłków i wypijania maksymalnie 0.5l wody dziennie. Kto by marnował czas na postój kiedy jest tyle trasy do zrobienia i tyle do zobaczenia? Odbijało się to też opuchlizną na twarzy i tym samym daje odpowiedź na pytanie “Czemu nie mam za dużo zdjęć z wycieczek?”. Lekcja numer dwa: zawsze miej przy sobie elektrolity i naucz się drenażu limfatycznego. Wiem to dopiero teraz i myślę że coś do rozmasowania obolałego tyłka też czasem mogło się przydać. Następnym razem pakuje mini Pranamat i Gua Sha bo twarz bo całym dniu w kasku nie wygląda tak jak to pokazują na filmach. Kłamcy.

Kiedy wspominam te nasze wyjazdy do Włoch, Ruminii, Albanii, Chorwacji, Czarnogóry i innych, w mojej głowie budzą się obrazy, emocje i doznania których wtedy doświadczałam. Pamiętam zapach wiatru, przestrzeń, ogrzewające słońce – tak czułam wolność. Współczesny Ikar mógłby być motocyklistą. Jest wciąż tyle miejsc na świecie do których chciałabym pojechać na motocyklu bo wiem, że samochodem nie odczuwa się tak intensywnie. Bodźce.

Niedawno w tak rzadko spotykany, piękny, kwietniowy/wiosenny dzień, zastanawiałam się czy ja tak naprawdę nadal to lubię? Wiążąc się z motocyklistą niejako zadeklarowałam się do prowadzenia specyficznego trybu życia. Niespodziewanie jednak, po latach pojawiła się seria pytań. Czy nie mam już przypadkiem dosyć takiej formy spędzania czasu – ściśnięta w kasku, z bolącym tyłkiem, odwodniona i zmęczona? Czy już mi przeszło? Znudziłam się? A może to zwykła chęć zmiany bo rzeczywiście przez 7 lat motocykl był nieodłączną częścią każdego dłuższego urlopu, weekendu, każdej wiosny i lata. Czy moja deklaracja ma datę ważności?

W 2020 roku ani razu nie wsiadłam na motocykl.

Nie było możliwości, a może nie miałam potrzeby? Dorastamy, zmieniamy się, robimy selekcję szeroko pojętych czynności na które przeznaczamy czas – bo zaczynamy zauważać jak bardzo jest on cenny. Może właśnie chodziło o potrzebę przeznaczenia tego czasu na poznanie siebie? Wcześniej byłam dziewczyną z warkoczem wystającym spod kasku, teraz jestem przechrzczoną Matyldą. Nie mam już warkocza, czy to oznacza koniec tej miłości? Jeżeli tak, to co oznacza chęć zapuszczenia włosów? Tak troszkę, biję się z tą myślą i naprawdę czasem żałuję, że zadaje tyle pytań. To tylko włosy, ale my kobiety nadajemy im przedziwne, ikoniczne znaczenie.

Bycie “Plecaczkiem” wcale nie jest przereklamowane. Jesteśmy większymi świrami niż kierowcy. Lubię ten rodzaj adrenaliny.

Wszystkie niewygody są warte tych miejsc i widoków a przede wszystkim tego poczucia wolności i inności. Nie wiem czy jestem gotowa na kolejny urlop na motocyklu. Ta jedna wycieczka na Kaszuby nie obudziła we mnie dawnego uczucia ekscytacji. Może jest za wcześnie? Może kierunek był nieodpowiedni bo byłam w tych rejonach już kilka razy? A może wciąż jestem na etapie, w którym inaczej chcę spędzić urlop? Bardziej po swojemu. Może, ale w tym morzu niewiadomych jest jeden pewniak – wciąż mocno jara mnie zapach skóry po motocyklu. Chyba taka właśnie jest moja odpowiedź.

Solina

Jedno z najmilszych wspomnień z wspólnej jazdy? Wiele razy jego ręka dotykała mojej łydki aby sprawdzić czy nie spadłam na szybkiej prostej. Zawsze podobał mi się ten przejaw troski, który mógł być zwyczajną obawą. Ukryta w kasku uśmiechałam się i wtedy nie sądziłam, że mogłabym się otwarcie do tego przyznać. Bałam się, że okażę w ten sposób słabość.

MINIATURKA NA HOME-min

Ewa Olszewska

o autorce
"Nie jestem szalona - tylko moja rzeczywistość jest inna niż twoja."

Znajdź mnie na Instagramie